W centrum hipoksji AirZone w Warszawie spotykamy podróżniczkę Martę Przygodzką, która właśnie kończy przygotowania do swojej kolejnej wyprawy. Co będzie jej celem oraz jak wykorzystuje imitację warunków wysokogórskich w przygotowaniach do wypraw na prawdziwe wysokoći? Zapraszamy na rozmowę
Marto, zacznijmy od krótkiego przedstawienia. Wiem, że nie jest łatwo mówić o sobie, ale gdybyś mogła przybliżyć czytelnikom swoja sylwetkę.
Ze sportowego punktu widzenia mogę powiedzieć, że stałam się trochę „freakiem”, który zamienił typowe wycieczki typu ALL-Inclusive, na poszukiwanie przygód w nieznanych i rzadko uczęszczanych miejscach, które na dodatek często są położone dość wysoko. Jak się domyślacie nie da się tego robić wstawszy zza biurka, stąd nasze spotkanie w tym miejscu.
Kiedyś zawodowo jeździłam konno, a później przez bieganie i pływanie trafiłam na góry.
Jak długo trwa ta przygoda z górami i co ciekawego już Cię w tym kontekście spotkało?
Zabawne, bo można powiedzieć, że zaczeła się ona od miejscowości Iten, którego nazwę nosi jedna z sal treningowych w AirZone. Byłam tam kiedyś na obozie biegowym mieszkając na ponad 2000 m n.p.m. Po powrocie czułam, że to miejsce mnie zmieniło. Mam na myśli wiele aspektów, w tym mentalny. Na fali tej zmiany pomyślałam, że skoro byłam na dwóch tysiącach to może warto spróbować znaleźć się gdzieś wyżej.
Dokąd zaprowadziła Cię ta myśl?
Moim pierwszym wysokogórskim wyjazdem był Meksyk i dwa wulkany. Jeden to znajdujący się w Ekwadorze Cotopaxi (przyp. 5897 m n.p.m.). Już tam zauważyłam, że nawet aktywne osoby mogą mieć problem jeśli odpowiednio nie podejdą do aklimatyzacji.
Drugim wulkanem był jednocześnie najwyższy szczyt Ekwadoru, położony w centralnej jego części na północny wschód od Guayaquil, o wysokości 6263 m n.p.m. Chimborazo. Tam nie wpuściła nas pogoda, gdyż marznący deszcz ze śniegiem oraz niska widoczność nie pozwoliły nam dotrzeć na wierzchołek.
Wspomniałaś o problemach niektórych uczestników wyprawy. Jestem ciekawy jak powinny wyglądać takie przygotowania i czy jest granica wysokości, do której możemy eksplorować góry bez przygotowania?
W mojej ocenie w każde góry, a nawet pagórki trzeba się przygotować. Nieświadomość wielu turystów bardzo mnie uderza. Pomijam kwestie sprzętu, ubrania i wyposażenia, ale sama wysokość jest czynnikiem, który robi ogromną różnicę dla naszego organizmu. Biurowy tryb pracy nie pomaga wielu śmiałkom, którzy często lekceważąc zagrożenie doprowadzają do ryzykownych sytuacji.
Czy Tobie osobiście zdarzyła się kiedyś taka sytuacja, że niedostateczne przygotowanie skutkowało problemami podczas wyprawy?
Nie chcę zapeszać, ale nie. Doświadczenie wyniesione między innymi z biegania nauczyło mnie, jak istotne jest przygotowanie i nie zaniedbuję tego aspektu.
Rok temu wchodziłam na Kilimandżaro, które uważane jest za niezbyt trudną, a nawet spacerową górę pomimo znacznej wysokości (5895 m n.p.m.). Okazało się jednak, że w praktyce osoby o względnie dobrej kondycji, których organizmy potrzebowały więcej czasu na aklimatyzację,
wycofały się z wyczerpania nie mogąc jeść i pić. W górach tego czasu często nie ma, dlatego lepiej jest przygotować się zanim dotrzemy na miejsce.
Jeśli czyta nas ktoś kto zainspirowany Twoją historią właśnie zastanawia się nad pierwszą wyprawą w wysokie góry, to jakie rady miałabyś dla takiej osoby i jak powinna się przygotować?
Podstawą są przygotowania kondycyjne. Należy wziąć pod uwagę fakt, że przez kilka dni będziemy chodzić pod górkę z obciążeniem. To może wydawać się banalne, ale w momencie gdy dochodzi stres, wysokość, chłód lub inne czynniki, to może się okazać dużym wyzwaniem dla naszego ciała. Podstawą są też silne nogi, więc warto wzmocnić szczególnie te partie. Nie zrobimy tego samym bieganiem, dlatego potrzebna jest solidna robota u podstaw – ciężarki, stabilizacja mieśni głębokich.
Jaki jest Twój najbliższy cel i jak wykorzystujesz trening w AirZone w przygotowaniach do jego realizacji?
W sobotę wylatujemy do Gruzji, gdzie będę miała okazję zdobyć swój perwszy lodowiec – Kazbek, będący jedenym z najwyższych szczytów Kaukazu. Wiąże się to z użyciem czekana, chodzeniem w uprzęży, co będzie dla mnie nowym wyzwaniem i jednocześnie atrakcją.
W ramach przygotowań dwa razy w tygodniu staram się zrobić porządną siłową robotę. Do tego dorzucam dwa treningi w AirZone gdzie pracuję nad wydolnością tlenową. Przykładowo korzystam z rowerka Wahoo, który można skonfigurować na jazdę pod górkę lub biegam na bieżni z pięcio kilogramową kamizelką obciążającą. Robię też przysiady z obciązeniem.
Ostatnio pokusiłam się też o trening na symulowanej wysokości 5000 m n.p.m. i tu już wystąpiła mocna zadyszka, pomimo mojej aklimatyzacji. Bodziec był zupełnie inny i następnego dnia nawet na zwykłej przebieżce czułam, jakbym mogła złapać w płuca więcej powietrza. Właśnie o ten efekt mi chodzi!
Jak trafiłaś na AirZone?
Z początku nie byłam przekonana, ale pierwsze co rzuciło mi się w oczy po treningu w hipoksji, to jakość snu. To był dla mnie wyzacznik różnicy wzgledem standardowego treningu. Wszystkim, którzy używają olejków eterycznych i innych cudownych usypiaczy gwarantuję, że po treningu w AirZone wyśpią się jak dzieci.
Rozmawiał Kuba Pawlak.
>>Zarezerwuj sesję treningową w centrum zdrowej hipoksji AirZone<<
AirZone to Opracowany przez polskich naukowców i inżynierów system wysokościowy idealny dla klubów sportowych, centr treningowych oraz wszelkich zamkniętych przestrzeni.
AirZone pozwala na modyfikacje składu wdychanego powietrza atmosferycznego poprzez obniżenie lub podwyższenie stężenia tlenu, co nazywamy Zdrową Hipoksją.
Pozwala to na stworzenie specyficznych warunków hipoksji normobarycznej (warunki wysokogórskie) lub hiperoksji normo barycznej.
Technologia pozwala na kontrolę i regulację temperatury oraz wilgotności powietrza wewnątrz pomieszczenia, nawet w bardzo skrajnych zakresach.